Prolog - Tam, gdzie zaczyna się droga...
Nasza podróż rozpoczęła się w Łańcucie. Wczesnym rankiem wsiedliśmy do pociągu, który
zabrał nas przez całą Polskę aż nad Bałtyk. Przez okno wagonu świat powoli zmieniał kolory
- od podkarpackich pól po nadmorskie wydmy.
Dzień 1 – Władysławowo – Start marzeń
Władysławowo przywitało nas świeżym powietrzem i obietnicą wolności. Tam mieliśmy
zakwaterowanie - pierwsze schronienie i chwilę na złapanie oddechu przed dalszą trasą.
Po zakwaterowaniu, zanim jeszcze wyruszyliśmy na wieczorny spacer nad morze,
odwiedziliśmy kościół parafialny we Władysławowie. Chwila modlitwy, ciszy i
wewnętrznego skupienia dała nam dobre otwarcie całej wyprawy. Wśród pachnących świec i
ciepłego światła świątyni każdy z nas mógł na swój sposób zawierzyć tę drogę i siebie.
Wieczorem wybraliśmy się na spacer brzegiem morza. Na zakończenie dnia zasiedliśmy na
plaży i patrzyliśmy, jak słońce powoli zanurza się w morzu. Ten zachód słońca był nie tylko
piękny - był symbolem nowego początku.
Dzień 2 – Rajd rowerowy do Jastarni
Po spokojnej nocy we Władysławowie wyruszyliśmy na rowerowy rajd wzdłuż wybrzeża.
Ścieżka rowerowa biegła malowniczym pasem ziemi pomiędzy Bałtykiem a Zatoką Pucką - z
jednej strony szum fal, z drugiej słońce odbijające się w wodzie. Szczególną urodę trasie
nadawały kwitnące krzewy dzikich róż - rozsiane po obu stronach ścieżki, roztaczały
delikatny zapach, a wiatr od morza dodawał skrzydeł. Wszystko zapowiadało się idealnie…
aż nagle niebo pociemniało.
Zaskoczył nas rzęsisty deszcz - zupełnie jakby morze postanowiło się podzielić z nami swoją
wodą. Schroniliśmy się pod drzewami, śmiejąc się, że to prawdziwy chrzest rowerowy.
Mokre ubrania, zachlapane okulary i kropelki spływające po ramionach - a mimo to wszyscy
czuliśmy radość i energię. Ta ulewa nie zepsuła nam planów. Gdy deszcz ustał, ruszyliśmy
dalej, chłonąc zapach mokrej ziemi i lasu. Jastarnia przywitała nas parującym asfaltem…
Dzień 3 Ranek – Gdynia i Westerplatte – spotkanie z historią
W Gdyni przemierzałem port, a potem udałem się statkiem stylizowanym na XVII galeon,
Czarną Perłą, w stronę Gdańska i Westerplatte - był to symboliczny rejs w przeszłość.
Po dotarciu na miejsce przywitał nas przewodnik i zaczął snuć opowieść - nie suchą lekcję
historii, ale poruszającą opowieść o losach Westerplatte w czasie II wojny światowej z taką
pasją, że czuliśmy się, jakbyśmy przenieśli się w czasie.
Mówił o pierwszych strzałach, które padły z pancernika „Schleswig-Holstein”, o garstce
żołnierzy polskich, którzy przez siedem dni stawiali opór przeważającym siłom niemieckim, i
o sile ducha, która nie ustępowała mimo braku szans.
Tam, stojąc przy Pomniku Obrońców, poczułem coś głębokiego - szacunek i zadumę. Cisza
tego miejsca mówi więcej niż tysiące słów…
Dzień 3 Popołudnie - Gdańsk: echo stoczniowych bram
Po wizycie na Westerplatte wróciliśmy do Gdańska, by zobaczyć słynną Bramę nr 2 Stoczni
Gdańskiej. Nie wchodziliśmy na teren samej stoczni - obserwowaliśmy ją z zewnątrz, stojąc
przed bramą, która przez lata była świadkiem protestów, nadziei i narodzin „Solidarności”.
W ciszy przyglądaliśmy się dźwigom i zabudowaniom, które wciąż przypominają o sile
jedności. Było w tym miejscu coś poruszającego - choć odgrodzone, wciąż przemawiało
swoim ciężarem i historią.
Zanim opuściliśmy miasto, udaliśmy się jeszcze do niezwykłego miejsca - Bazyliki św.
Brygidy. Jej wnętrze tchnie historią i modlitwą: bursztynowy ołtarz migotał jak płomień
pamięci, a w ciszy naw bocznych można było zatrzymać się i pomodlić – za tych, których
upamiętnialiśmy w trakcie podróży, za siebie, za pokój. To było jedno z tych miejsc, gdzie nie
trzeba wielu słów – sama przestrzeń prowadziła serce.
Dzień 3 Wieczór - Sopot: wieczór światła, ciszy i powrotu
Po intensywnych emocjach związanych z Westerplatte i Gdańskiem nadszedł czas na
spokojniejsze nuty. W Sopocie zatrzymałem się na wieczorny spacer po słynnym molo. Nad
głowami świeciły ciepłym światłem lampy, a pod stopami skrzypiały drewniane deski - jakby
szeptały historie zakochanych, wędrowców i marzycieli. Morze szeptało cicho, a fale mieniły
się światłem jak płynne srebro.
Po powrocie z molo czekał nas przemarsz na dworzec. Niosąc bagaże i wrażenia, przeszliśmy
przez miasto, które gasło powoli - jak scena po spektaklu. Ciche perony, stukot walizek i
dźwięk nadjeżdżającego pociągu.
Podróż w drogę powrotną rozpoczęliśmy z ulgą i niedosytem zarazem. W miękkim wagonie,
w przytulnej kuszetce, układaliśmy się do snu z głowami pełnymi wspomnień - zasypialiśmy,
jakby zamykając książkę, której ostatnia strona wciąż pachnie przygodą, ale to jeszcze nie
koniec…
Dzień 4 - Kraków: ostatni przystanek ciszy i zadumy
Choć z nadmorskich miejsc wracaliśmy już zmęczeni, postanowiłem zatrzymać się jeszcze na
chwilę w Krakowie - w mieście z duszą i historią w kamieniu zapisaną. Na Cmentarzu
Rakowickim odwiedziłem część wojskową. W zadumie zatrzymałem się przy grobie
rodziców Jana Pawła II, gdzie cisza miała szczególną głębię. Potem jeszcze krótki spacer
wśród grobów - starych i nowych, cichych świadków czasu.
Na koniec - grób doktora Mieczysława Mikołaja Słabego, lekarza i obrońcy Westerplatte.
Symboliczna klamra tej podróży. Chociaż ciało spoczywa tu, duch walki i odwagi tego
człowieka pozostaje tam, gdzie pierwszy padł strzał II wojny światowej.
Później ruszyłem w kierunku Rynku Głównego. Ulice rozświetlone były ciepłym blaskiem
słońca, bruk pod stopami, zapach obwarzanków, gwar turystów… Zatrzymałem się na środku
rynku, spojrzałem na wieżę Mariacką, Sukiennice i wsłuchałem się w dźwięk hejnału. To
było moje ostatnie spojrzenie na Kraków - miasto majestatu i pamięci.
Epilog - Pociągiem przez pamięć
Ta podróż kolejowa była jak nitka zszywająca fragmenty historii z moim codziennym życiem.
Za każdym oknem, na każdej stacji, odnajdywałem coś: sens, zadumę, lekcję. Niektóre
podróże kończą się, gdy wysiadasz z wagonu. Ta będzie trwała - we mnie, w słowach i w
ciszy tych miejsc.
Zamykając tę podróż, czuję wdzięczność - za wolność, za pamięć, za możliwość wędrowania
śladami tych, którzy ukształtowali nasz kraj, a także….
…za tych, którzy tę podróż zaplanowali i czuwali nad nami każdego dnia - opiekunów,
organizatorów, nauczycieli i przewodników. Dzięki ich zaangażowaniu, trosce i oddaniu
mogliśmy nie tylko bezpiecznie przemierzyć wyznaczoną trasę, ale także w pełni ją przeżyć i
zrozumieć.
To właśnie oni - po cichu, z uśmiechem i serdecznością - stworzyli przestrzeń, w której ta
podróż stała się czymś więcej niż tylko wycieczką. Stała się opowieścią.
I za to wszystko - dziękuję!